29 czerwca 2020

Zniewala uśmiechem i zaskakuje znajomością aż pięciu języków.

Jej znakiem rozpoznawczym jest promienny i rozbrajający absolutnie każdego, uśmiech. Do tego burza pięknych loków i... każdy klient jest kupiony. Handlowiec z krwi i kości, dla którego odmienny język klienta nie stanowi najmniejszego problemu. Czeski, niemiecki, angielski czy hiszpański proszę bardzo!

Prywatnie szalona żona oraz mama wspaniałego psiaka, wielbicielka długich, pieszych wycieczek oraz poznawania wszelkich lokalnych atrakcji. Wielbicielka sztuki, zwłaszcza teatralnej oraz bajkowej. Zachęceni wstępem? Zatem poznajcie Monikę, naszą czerwcową bohaterkę kalendarza #ludziezpasją

alt 1

Pan Balon: Witaj Moniko, przyznaję, że o Twoim uśmiechu w Poltencie krążą legendy, dlatego wprost nie mogłem doczekać się tej rozmowy.

Monika: Dzień dobry Panie Balonie. Bardzo mi miło, że nie mógł Pan doczekać się na rozmowę ze mną.

PB: Owszem, bardzo lubię takich kolorowych i pełnych werwy ludzi jak Ty. W końcu to chyba jedna z najważniejszych cech ludzi pracujących w branży eventowej prawda?

M: Według mnie idealny handlowiec powinien umieć słuchać i być kreatywny, aby współtworzyć każdą wizję klienta. To się nie stanie, jak nie będziemy słuchać potrzeb naszych klientów (uśmiech). Nie chodzi o to, by sprzedać klientowi marzenie, ale o to, by był z niego zadowolony jak już je dostanie.

PB: Zatem zrozumienie potrzeb klienta jest niezbędne, by stworzyć wizję eventu skrojonego na miarę jego potrzeb?

M: Dokładnie tak.

Owoce kraftowania.

PB: Monia, a jak to się stało, że akurat Poltent? Co Cie skłoniło do podjęcia pracy właśnie tutaj?

M: Poltent to moja pierwsza praca na poważnie. Żadne bezmyślne przerzucanie papierków z miejsca na miejsce.

PB: Czyli rozumiem, że wraz z decyzją o spróbowaniu swoich sił w Poltencie jednocześnie zmieniłaś sporo w swoim dotychczasowym życiu. Wyszłaś z tak zwanej "strefy komfortu"?

M: Oj tak, zdecydowanie! Przyszłam pod koniec sezonu w 2011 roku i... liczba zapytań drastycznie zmalała. Koleżanki troszkę się nawet podśmiewały, że przyszłam i nagle nie ma zapytań (śmiech). Wtedy Poltent był malutki. Ja byłam trzecim pracownikiem w dziale sprzedaży + szef sprzedaży i marketingu w jednej osobie, no i nasza grafik. Z tego zespołu zostałam już tylko ja. Z całkiem dobrymi wynikami.
I po latach dowiedziałam się, że to mój uśmiech był decydującym atutem, cała reszta tak samo jak pozostali - dobrze. Czyli jak to mówią "najpiękniejszą rzeczą, jaką możemy na siebie nałożyć jest uśmiech".

PB: Oj tak, zdecydowanie się zgadzam, uśmiechem, humorem i pozytywnym nastawieniem można poradzić sobie z każdym problemem.

M: Święta racja, dodałabym jeszcze do tej mieszanki szczyptę dystansu i mamy gotowy przepis na sukces.

PB: I kropka! (śmiech) Moniu, słyszałem, że dla Poltentowych handlowców nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania, potwierdzasz te tezę?

M: Zdecydowanie! Jest mocno kreatywnie, a dla klienta dosłownie stajemy na uszach. Często stawiamy konstruktora przed faktem dokonanym - sprzedane = działamy.

PB: Uuu... brzmi odważnie. To chyba dobrze, że od konstruktorów dzieli Was... piętro (śmiech).

M: Oj tak! Nie dolatują żadne rzucone w naszą stronę przedmioty (śmiech).

PB: Tak też myślałem! A jak ogólnie oceniasz atmosferę panującą w Poltentowych murach?

M: Atmosfera w Polencie? Są to latami wypracowane relacje partnerskie. Czasami jak to w życiu, człowiek przeciąga strunę, ale zawsze jest słowo czy gest, który naprawia wszystko.
Emocje, kreatywność, przyjaźń - bombowa mieszanka, z której wychodzą niesamowite projekty! Piękne wieloletnie relacje z klientami takimi jak Goodyear czy Totalizator oraz wieloma partnerami, są poparte świetną współpracą osób zaangażowanych na 100%.

PB: Cudownie się tego słucha. Czyli współpraca oparta na dobrej relacji i zaufaniu to według Ciebie gwarancja sukcesu?

M: Dokładnie tak, podstawą jest zaufanie klienta. To daje mu poczucie bezpieczeństwa i zapewnia gwarancję, że każdy jego event, dzięki nam, będzie wyjątkowy!

Fot. Domowe uszytki - unicorn

PB: Z tego co mówisz, każdy dzień przynosi nowe wyzwania, ale pamiętasz jakieś takie wyjątkowo trudne? Czy wymagające większego zaangażowania od pozostałych?

M: Wyzwaniem jest zawsze każdy sezon i nie chodzi o to, że jest dużo pracy, ale o to, że klienci przez piękną pogodę przychodzą z niesamowitymi pomysłami. Wtedy nasze mózgi dosłownie się gotują, a presja jest naprawdę duża.

Trzeba w krótkim czasie wymyślić oraz zaprojektować balon z efektem "wow", jednocześnie pamiętając o bezpieczeństwie tych, którzy będą się bawić w jego pobliżu.
Większość zwariowanych można by pomyśleć pomysłów, da się zrealizować, ale są też takie, przy których musimy powiedzieć stanowcze "nie". Tak było przy projekcie grzyba atomowego. Miał to być element scenerii do spektaklu.

A jak o spektaklach mowa.. Zawsze na Prima Aprilis robiliśmy żarcik: zwalnialiśmy na produkcję balony nietypowe w mało prawdopodobnym kształcie np... w kształcie penisa. Żarciki się skończyły wraz ze zleceniem od klienta (śmiech). Również był to element scenerii w spektaklu teatralnym. Wspaniałych projektów było wiele. Każda "nietypówka" cieszy tak samo. Niezależnie czy to jest dwumetrowy sos sojowy czy ośmiometrowy Absolem z fajką wodną.

PB: Czyli pomysłowo, kreatywnie i z humorem. No dobrze, wiemy doskonale, że "nie myli się tylko ten, który nic nie robi" więc odpowiedź czy zdarzają się reklamacje? Pytam o to dlatego, że z opowieści poprzedników
wychodzi, że często są to zabawne historie (śmiech)

M: Reklamacje - owszem zdarzają się. Najbliższą, jaką pamiętam to windymany, które okazały się za głośne, za zgodą klienta przerobiliśmy na słupki w kształcie klaunów. Klient zadowolony - "miszyn komplit".

PB: No i rewelacja! Z odpowiednim podejściem każdy błąd da się przekuć w sukces.

M: Dokładnie tak.

PB: Moniu, ale dość już o pracy. Powiedz nam, jaka jest Monia, która opuszcza bramy Poltentu?

M: Szczęśliwa żona pozytywnie zakręconego wariata i mama najpiękniejszej suni trikolor Beagle na świecie <3 Spacery, małe i duże to pasja całej naszej trójki. Uwielbiamy wspólnie odkrywać piękne zakątki naszej okolicy, bo jak to mówią "cudze chwalicie, swego nie znacie".

W dobry humor wprawia mnie zawsze bajka. Od dziecka je uwielbiam. Za najlepsze uważam czeskie bajki kostiumowe (śmiech) To dzięki nim swobodnie rozmawiam z Czechami.

PB: Słyszałem właśnie, że jesteś Poltentową poliglotką.

M: Fascynują mnie zawiłości lingwistyczne języków obcych. Podstawy angielskiego czy hiszpańskiego to wielka przygoda.

PB: Taka ciekawa świata osoba pewnie nie usiedzi długo w jednym miejscu?

M: Moja kreatywna dusza nie lubi stagnacji. Paluchy zawsze coś kraftują (śmiech) Albo coś szyję, albo wyklejam, albo maluję albo skręcam... Kocham to (śmiech).

PB: Czyli właściwa osoba na właściwym miejscu. Spełniona w tym co robi?

M: Myślę, że zamiast znaku zapytania możemy tu postawić kropkę. Spełniona, szczęśliwa i kochająca to co robi. (uśmiech)

PB: Sam bym tego lepiej nie podsumował. Moniu, dziękuję Ci za bardzo inspirującą i naładowaną pozytywną energią rozmowę!

M: Dziękuję Panie Balonie, mnie również było bardzo miło! (uśmiech)